Prywatne Centrum Terapii Uzależnień Koninki. Poręba Wielka 480, 34-735 Niedźwiedź. https://terapie.net.pl/. Telefon: +48 18 331 72 50. Uzależnienie jest chorobą nie zawinioną, postępującą i śmiertelną. Można ją powstrzymać, ale leczenie nie jest przedsięwzięciem prostym. Gość Tolek Zgłoś Udostępnij Od wielu lat mój ojciec znęcał się psychicznie nad moją matką. Bił ją i poniżał, wyśmiewał się z niej. Nie interesował się dziećmi. W końcu mama postanowiła się rozwieść a on nie dość tego że nie chce dać rozwodu, to jeszcze ostatnio zgłosił na policję, że go wyrzucono z mieszkania, co jest zupełnym kłamstwem, gdyż następnego dnia po kolejnej awanturze rano zabrał swoje rzeczy i poszedł na policję. Jak można udowodnić znęcanie się psychiczne gdy już wiadomo,że on nie chce w spokoju się rozejść, a tylko wykończyć psychicznie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Odpowiedzi 258 Dodano 13 l Ostatniej odpowiedzi 4 l Top użytkownicy w tym temacie 8 2 1 1 Gość farro49 Zgłoś Udostępnij Tolku...Moje dzieci po kolejnej awanturze,podczas mojej nieobecności poszly na policje złożyc doniesienie o przestępstwie (znecanie meża nad rodziną).długo trwa ta cała procedura ponieważ to przestępstwo jest scigane z urzedu czyli wniosek do sądu podaje policja (po zbadaniu sprawy i przeprowadzeniu dochodzenia)Jako dowód moga zostac przyjęte zeznania świadków (dzieci również)U mnie przyjeto jako dowód równiez nagrania z tel komórkowego (video i fonia)A moja małoletnia córka była przesłuchiwana w obecności psychologa. Jak zaznaczyłam długo to trwa. Moje dzieci były na policji w marcu,a szcześliwie w październiku będzie rozprawa karna :(Zycze powodzenia i wiele sie razem z mama! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość debora Zgłoś Udostępnij Nie tylko ty jesteś w takiej sytuacji,mam 22 lata a myślę o tym by podciac sobie ojciec jest starym wojskowym i czepia się rzeczy których nie powinien przykład ostatnio razem z braćmi chcieliśmy zapłacić choć część rachunków bądź dokładać się do nich niestety uniósł się honorem i nie przyjął ich,natomiast teraz marzę o tym by się zabić bo przed chwilą była awantura że się nie dokładany,nie uczymy-pomimo że wszyscy studiują i nic w domu nie robimy koszmar Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 miesiące temu... Gość ania Zgłoś Udostępnij MOj chłopak miał taką sama sytuacje ojciec wojskowy pułkownik bił ich od małego znecał się psych nad dzielą się na 2 kategorie 1 kategoria super dowódca w pracy dla podwładnych a w domu tyran i znęca sie nad rodziną. 2 kategoria to super tata i mąż a w pracy się wyzywa. Nie załamój się nie wiem jaka jest twoja sytuacja ale najlepiej się wyprowadz z domu . A jak nie masz takiej mozliwosci to kup sobie dyktafon i nagrywaj a co nagrasz przelej na płytki a poźniej idz na policje. Ja tez się bałam moj facet jest policjantem i znecal sie nade mna straszyl mnie ze jak zadzwonie na policje to przyjada jego kumple i mnie wysmieja. jednak zdobyłam się na odwage i poszłam do jego komendanta i wreszcie mam spokój. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość Ojciec Zgłoś Udostępnij A jak to jest drogie Panie kiedy to kobieta prowokuje męża żeby ją uderzył sama go bijąc ubliżając mu rzucając w niego różnymi przedmiotami raniąc go nożem i wylewając mu trunki na głowę przy znajomych. Mąż nie oddaje bo jest dwa razy większy od żony i rzeczywiście mógłby zrobić jej krzywdę a tym samym zranić patrzące na to dzieci. Następna awantura przy dzieciach i któreś już z rzędu obrażenia na ciele męża. Mąż nie wytrzymuje i jedzie do szpitala wstydząc się mówić że to dzieło żony ale z drugiej strony chce pomóc rodzinie i zakończyć już tą farsę. Żona w tym czasie podpuszczona przez osobę trzecią biegnie na Policję i mówi że mąż znęca się nad nią psychicznie nie myśląc o następstwach tych pomówień. Mąż następnie udaje się na policje złożyć zeznania o pobiciu lecz nikt tu nie daje wiary jemu lecz kobiecie mimo tego że przychodzi w towarzystwie jednego z dzieci które to nie chce siedzieć z mamą w domu. Akt oskarżenia poszedł bo ściganie następuje z urzędu . Żona tłumaczy że była nerwowa , bała się i dla tego poszła tak zeznać jednak jeżeli mąż wycofa wniosek o pobicie to ona o znęcanie. I co tu drogie Panie robić ? Ps. Rozwód nie wchodzi w grę bo żona się nie godzi mówiąc że bardzo męża kocha lub rozwód może dać ale pod warunkiem że z winy męża ! Dziecko które jest za mężem jest już większe i rozumie co się dzieje jest szykanowane przez rodzinę żony i samą żonę bo któż by się spodziewał że wszystko mu dawali a on teraz jest za ojcem. Pozdrawiam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 3 tygodnie później... Gość ds84 Zgłoś Udostępnij powiedzcie mi jak mogę pomóc siostrze która ma problem z mężem jej mąż wogóle nie dorósł do roli męża nie mówiąc już o roli ojca-mają 2 fantastycznych szwagier okazał się samolubnym draniem który na każdym kroku szykanuje ja i wyzywa-dość delikatnie to ująłem..już 2 razy od niego odeszła ale wracała ze względu na dzieci...chciała ratować związek...ale on nie wykazywał inicjatywyTeraz gość przegiął-ubzdurał sobie że ona go zdradza...przestał sie do niej odzywać jedynie pisze jej wulgarne sms-y...do tego dołączyła sie jego matka.......bo mieszkaja u jego rodziców....Siostra nie wytrzymala psychicznie i wprowadziła sie do naszego rodzinnego domu razem z dziecmi tuż przed świetami bożego mogę patrzec jak sie dziewczyna męczy i chce jej pomócale nie wiem jak..... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość magg Zgłoś Udostępnij Mój mąż od roku wyprowadził się z sypialni. Jest dobrym ojcem ale mnie jako żony nie zauważa. Dba o dzieci, ja dla niego nie istnieję. Od roku rozmawia ze mną tylko oficjalnie;dwa,trzy zdania na separacji. Chciałabym wiedzieć, czy zachowanie męża wobec mnie - brak rozmów, troski, miłości to znęcanie się psychiczne. To jest nie do wytrzymania. Tym bardziej,że w pracy (jest dyrektorem)robi wszystko, by ludzie uważali go za fantastycznego i człowiek o dwóch twarzach. Jak żyć z takim człowiekiem? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość Paweł Zgłoś Udostępnij Ja mam taką sytałację:Moja żona przyczepa się o wszystko np (ze to ja jem pierwszy sniadanie, ze jak sie usmiechne jak ona cos powie to juz mysli ze z niej szydze,ze jestem samolubem bo jezdze do pracy na cale dnie, ze nie obieram tel jak go nie slyszale-twierdzi ze celowo itd....)Caly czas mnie szantazuje wyprowadzka i ze zabieze nam nasza mala mi na kazdym kroku morde i jeszcze pomaga jej w ty jej mama ktora non stop u nas jest:tez mnie wyzywa od skur..... to za zycie jak człowiek nie moze pracowac bo zona twierdzi ze ja olewam bo jade do pracy?Jestesmy 1,5 roku po slubie i jest to straszny koszmar jakiego nigdy nie przezyłem...Co robic?Mysle o jakiejs ucieczce za granice ale nie wytrzymam bez mojej małej coreczki...pomózcie!!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość Jola Zgłoś Udostępnij w związku od ponad 20 czterech lat po mój były mąż zamieszkuje z nami/w domu są dwaj synowie 20 lat i rozwodzie mój mąż troche sie zmienił,ale juz wrócił do swojej znajdzie powód zeby mi w Sylwestra po wyjściu gośći tak mnie zbił,ża już udawałam,że nie żyję bo chyba bym faktycznie wyzionęla z domu w pantoflach do ludzi,gdzie bawił sie mój 20 letni podbite oko i cała jestem syn jak to zobaczył pobiegł do domu i poprostu zbił swojego poprostu juz nie wiem co Policja i mówili,ze zakladaja niebieska go na izbe jest juz w pobity i powiedział mi ,że sie nie wyprowadzi bo nie ma nie był pierwszy jego taki mamy dalej tak żyć z tyranem pod jednym dachem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 4 miesiące temu... Gość gość Zgłoś Udostępnij Jakoś nigdzie nie mogę znalezć porady na temat rozwodu z 29 lat po dorosłe 29lat-córka i 25lat- wykazuje od kilku lat objawy paranoi dzielimy sypialni od 4 lata nie okazywał mi miłości nawet nie dało się z nim z rodziny robotniczej i pracy w rolnictwie musiałam się nauczyć,nie wspierał ode mnie o 7lat,praktykujący mnie był zimny ,często nawet to,co mówiłam w chwilach szczerości ,potrafił poprzekręcać tak,by mocniej mnie pozwolę na rękoczyny,choć coraz częściej jest jego gospodarstwo, lata remontowalismy stary poszłabym przed siebie i nie wróciła co ze mną .Pozostałabym z uzyskania emerytury potrzeba według nowych przepisów KRUS-30 lat pracy w ślubem pracowałam poza co z mieszkaniem? Psychiatra ,czy pójdzie do u psychologa,ale tylko raczej z nazwy(ta pani wielką bezradność i niekompetencję wykazała) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość ilona Zgłoś Udostępnij MAM 20 LAT. JESTEM MĘŻATKĄ OD LIPCA ZESZŁEGO ROKU. POBRALIŚMY SIĘ Z MĘŻEM BO TEGO CHCIELIŚMY,UWAŻALIŚMY ŻE DO TEGO DOROSLIŚMY. TERAZ KIEDY JESTEM W CIĄŻY WIDZĘ ŻE MÓJ MĄŻ NIE DORÓSŁ DO ROLI NIE PRACUJE ,ON TAK. DORABIA NAWET MÓWIĄC ŻE CHCE DLA NAS ŻĘBY BYŁO LEPIEJ. CZUJE SIĘ OKROPNIE NIE MOGĄC PRACOWAĆ A JEDNAK MĄŻ MI TO WYPOMINA PODŚWIADOMIE(MÓWI ŻE ŻARTUJE SOBIE TYLKO):ALE MI JEST PRZYKRO KIEDY MÓWI ŻE SMARUJE ZA DUŻO MASŁA NA KANAPKE ALBO ŻE NIE POTRAFIE ZADBAĆ O POKÓJ(CO JEST TOTALNĄ NIEPRAWDĄ)CHOĆ MAMY TYLKO JEDEN (MIESZKAMY U JEGO RODZICÓW)CO JEST DLA MNIE MORDĘGĄ....MĄŻ MA MŁODSZE RODZEŃSTWO I TAK JAK ON I TAK JEGO RODZEŃSTWO NIE ZWRACAJĄ UWAGI ŻĘ JEST POSPRZĄTANE ...CZY TO OZNACZA ŻE MAM WKÓŁKO ZAMIATAĆ POPRAWIAĆ WSZYSTKO? RODZICE MĘŻA CIĄGLE SIĘ WTRĄCAJĄ. NIE CZUJE SIĘ JAKBYM MIAŁA WŁASNĄ RODZINĘ TYLKO JAKBYM BYŁA DODATKIEM DO RODZINY MĘŻA. A KIEDY MU O TYM MÓWIĘ BO NIE CHCĘ MIEĆ PRZED NIM ŻĄDNYCH TAJEMNIC I NIE DOMÓWIEŃ ON MOWI ŻĘ PRZESADZAM(ROZUMIEM ŻĘ INNI MAJĄ GORZEJ).PRZECIEŻ JA O TYM WIEM TYLKO CHCIAŁABYM POCZUĆ SIE JAK ŻONA NA KTÓREJ ZALEŻY MĘŻOWI-NAPRAWDE NIE WYMAGAM DUŻO........ON MÓWI ŻĘ MNIE KOCHA I MI TEŻ SIĘ TAK CZUJE ŻE INNI STAJĄ SIE DLA NIEGO WAŻNIEJSI NIŻ MÓWI ŻE TAK NIE JEST..... JUŻ NAPRAWDĘ NIE WYTRZYMUJE TEGO WSZYSTKIEGO PSYCHICZNIE. A KIEDY JUZ NIE WYTRZYMUJE ŁZY SAME PŁYNĄ DO OCZU ON MOWI ŻE MAM JE NA ZAWOŁANIE. KIEDY SIE DENERWUJE CHOĆ WYDAJE MI SIĘ ŻE W PEWNYCH SYTUACJACH NIE POWINIEN STRASZNIE PRZEKLINA I NA MNIE RÓWNIEŻ A MI JEST TAK PRZYKKRO ŻE SAMA NIE WIE CO ZE SOBĄ ZROBIĆ...UWIERZCIE NIE DA SIE TEGO WSZYSTKIEGO NAPISAĆ,JAK TO JEST. BYŁAM GOTOWA ODEJŚĆ PARĘ RAZY. TERAZ TEŻ ALE BOJĘ SIE JAK TO BYŁOBY Z NASZYM DZIECKIEM I ZE MNĄ GDYZ NIE PRACUJE I NIE MIAŁABYM Z CZEGO SIĘ UTRZYMAĆ . CZY ISTNIEJE DLA MNIE JAKIEŚ SENSOWNE ROZWIĄZANIE? NIGDY NIE MYŚLAŁAM ŻĘ DOJDZIE DO TAKIEJ SYTUACJI... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 4 tygodnie później... Gość gość Zgłoś Udostępnij Witaj. Wiesz,każdy z nas musi nauczyć się bycia ze sobą ponieważ i Tyi on wychowani byliście w oddzielnych rodzinach o innychzasadach,regułach itd. Na początku jest to trudne ale z czasem będzie napewno łatwiej. Ja jestem mężatką już 21 lat i możesz mi wierzyć,łatwo nie było. Jedno jest pewne, powinnaś wyraźnie i w prost mówićmu o swoich byłoby gdybyście mieli szansę nawłasne M wówczas mężuś musiałby się dostosować a w tej sytuacjijest mu wygodnie, bo to ty musisz się przystosowac do jego domu takie powiedzenie,które moja babcia zawsze powtarzała cyt."miłośc buduje -niezgoda rujnuje". I sądzę,że to jest prawda.?! W twoimprzypadku nie można zauważyc jakichkolwiek oznak znęcania siępsychicznego. Może nawet twój odmienny stan ma dosyc duzy wpływ nacałą sprawę, tzn możesz być drażliwa, niecierpliwa, a nawet, jak tomówię, czuć się osaczona? W takiej sytuacji radzę zachowac zimną krewi odpóscić sobie drobiazgi, zobaczysz, spojrzysz chłodnym okiem za kilkamiesięcy na cała tą sprawę i sama zauważysz,że wszystko sięułożyło.:-) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość marta Zgłoś Udostępnij Miałam podobną sytuację, tyle, że mąż mnie bił sami, ale poniżał mnie cały czas pewnie dlatego, że niktnie widział. Odchodziłam trzy razy, w między czasie znalazłam do rodziców z malutkim dzieckiem. Jak pierwszy raz odchodziłamteż nie miałam nic. Założyłam mu sprawę o znęcanie się, myślę,że wasze dziecko kiedyś zrozumie, bo jeśli zostaniesz przy nimwychowacie dziecko na takiego samego człowieka jakim jest twój mąż imusisz to zrozumieć i za paręnaście lat będzie Cię tak samotraktowało Wasze dziecko. Nie bój się, wróć do rodziców, urodździecko i znajdź pracę. Dasz sobie radę i nie daj się zastraszyć. Izałóż mu sprawę o znęcanie się i rozwiedź się. Zrób tak, żebydziecko miało dzieciństwo pełne miłości, a nie widziało jak jegorodzice się kłócą, ojciec poniża matkę a ona wciąż płacze. Bo nielicz, że mąż się zmieni. Odwagi i do Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość gnebiona Zgłoś Udostępnij hejnie wiem czy dobrze zrozumialam ale wydaje mi sie ze to wynika z tego zenie traktujesz jej jako kobiety.... gdybys ja kochal okazywal to przytulalnawet jak nie masz silyyy i padasz kupil jej symbolicznego kwiatka mysliszze zachowywala by sie tak jak teraz to opisujesz....?? ja mam podobnasytuacje ja jestem nikim zerem smieciem dla mojego meza tak mowi do mnie omnie su... szm... itd bo nie zarabiam i siedze w domu z dzieckiem staramsie mu cos pomoagac ale on tego nie widzi nie docenia ostatnio juz niewytrzymalam i udezylam go oddal mi zlamal mi nos dusil mnie jak trzymalamsynka na rekach nie wiem co robic jestem zalamana JA JUZ NIE WYTRZYMUJEPSYCHICZNIE PONIZANIA GNEBIENIA WYSMIEWANIA MAM TO NA CODZIEN JAK NP STOJEGDZIES Z MEZEM ZAWSZE MI DOPIJA NIE GARB SIE BO WYGLADASZ JAK TWOJA STARAnie wiem po co ci to pisze ale jak chcesz pogadac to napisz ona1948@ Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość krystyna Zgłoś Udostępnij Witaj tez mialam taka sprawe .Potrzeba zeznan i dowodow Najlepiej aby ktosz rodziny lub sasiedzi chcieli zeznawac. Umnie policja podeszla bardzopowaznie do zeznan moich i mojego nieletniego tez listy ktoremoj byly maz pisal do syna ?same wulgaryzmy i pogrozki/ trzymaj sie sprawajest do wygrania nie dawaj sie ponizac pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość rozmus65 Zgłoś Udostępnij Witam zeczywiscie nikt niechce uwierzyc ze kobieta moze tak wykanczacfaceta mam ten sam problem dzieci sa za mna a mimo tego byla zona robi znami cuda i nic niemoge w skorac policja jest bezsilna mimo wieluinterwencji bo w Polskim prawie utarlo sie ze mezczyzna jest tyranemalkocholikiem itp. szkoda gadac doradzcie co z tym zrobic Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 3 tygodnie później... Gość emma_r Zgłoś Udostępnij JESTEM 28 LETNIA MAMA 3 MALUTKICH DZIECI,MAM MĘŻA KTORY WSZCZYNAKŁOTNIE,ZDARZA MU SIE PODNOSIC NA MNIE RĘCE,TO WSZYSTKO TRWA JUZ 5LAT,MAM DOŚC,ZACZĘŁAM GO NAGRYWAC NA DYKTAFON JAK SIE KŁÓCI I UŻYWANIECENZURALNYCH SŁOW I KRZYCZY,NA TYCH NAGRANIACH PRZYZNAJE SIE O WINY LUBMOWI ZE NIE PAMIETA JAK NOŻ MI PZRYSTAWIAL DO GARDLA,I ZE CHCEWYBACZENIA,ALE TO TRWA JUZ TLYE CZASU,TO WSZYSTKO DZIEJE SIE PRZY 3 MALYCHDZIECI,MAM Z NIM INTERCYZE,MAMY WSPOLNY DOM NA PÓŁ,NIE PRACUJE NIE MAMDOCHODÓW,NIE DAJE MI PIENIEDZY,ZABLOKOWAL DOSTEP NA KONTO,CO AMM ROBIC?NIE CHCE TAK DALEJ ŻYĆ!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość merlin Zgłoś Udostępnij witaj Ilona. ja mam podobną sytuacje tylko że z mężęm mieszkamy umojego ojca (chcieliśmy tego oboje)jesteśmy 3 lata po ślubie ale międzynami od początku nie było dobrze. Mimo to chciałam mieć z nim dziecko(teraz mamy 2 cudownych synów!)wierzyłam, że się zmieni. Od początkumój mąż mnie ignorował ale myślałam, wierzyłam że to kwestia czasui wkońcu będziemy żyć jak prawdziwa rodzina. niestety lata mijają a jaczuje się z nm coraz gorzej! Czuje się jakbym była dla niego tylkododatkiem do życia! Ja chcę aby nasze życie było szczęśliwe, chcędzielić się z mężem wszystkim co mnie raduje ale także co mnie smuci,chcę z nim planować każdy krok, każdą decyzję niestety on tego niechce. On nie bierze mnie wogóle pod uwage ja ma tylko zajmować siędomem, dziećmi nie mieć żadnych prośb nic od niego nie oczekiwać itylko mu usługiwać! Jestem poddawana ciągłej krytyce z jego strony!ciągle mnie poucza, szydzi ze mnie,wyśmiewa moje plany mój gust! to jestnaprawde ciężkie zwłaszcza jak się jeszcze kocha! Wszystko miało byćpo jego myśli, on mógł zapraszać kogo chce i kiedy chce! on mógłwydawać pieniądze na co chce i ile chce! mnie traktuje jak gorsząkategorie! Jak kupiłam sobie nowy telefon komórkowy był o niegozazdrosny i zrobił mi awanture ile będzie musiał na niego płacić! jazawsze muszę dać sobie rady sama on musi mieć wszystko pod nosem! Wdodatku ciągle ubliża mojemu tacie (który wychowywał mnie samotnie )wyzywa go od nierobów, pijaków przeszkadz mu to że wogóle jeszczeżyje! Ja już też nie mam sił z nim walczyć jak prosze o rozmowe toalbo wychodzi albo zaczyna krzyczeć że to i tak wszysko moja wina! Wiemjedno już go nie kocham ale nie wiem jak mam teraz z nim żyć pod jedymdachem! Chcę się rozwieść ale czekam jak mi dzieci troszke podrosnąpójdą do przedszkola a ja wtedy pójde do pracy i go zostawie! I nawetnie uronie jednej łzy! za to jaki był potkaktuje go tak jak on mnieteraz! jak powietrze! Zycze odwagi ale myślę że nie zawsze da sięwszystko naprawić i zmienić. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość nadia11 Zgłoś Udostępnij WITAM! JESTEM W PODOBNEJ SYTUACJI, MĄŻ ZNĘCA SIE NADEMNA JEST TO,ZE PRZY OBCYCHIACH LUDZIACH UDAJE KOCHANEGO MEZA! NIKTNIE ZNA JEGO OBLICZA JAKO TYRANA TAK DOBRZE JAK JA 9( W SUMIE OPRÓCZ MOICHRODZICÓW KTÓRZY SETKI RAZY BYLI SWIADKAMI JEGO WYZWISK W MOJA STRONE-DLATEGO MAZ NIE ODZYWA SIE DO NICH OD 3 LAT, DODAM ZE MIESZKAMY U MOICHRODZICÓW. \JESTEM ZROZPACZONA PONIEWAŻ MĄŻ MA 2 OBLICZA A JA JESTEM WCIAZY W 4 MIESIACU I PRZY KAZDYM JEGO ATAKU FURII NAJBARDZIEJ CIERPI NA TYMNASZE NIENARODZONE DZIECKO, PONIEWAŻ JA SIE BARDZO MAMODWAGI WNIESC SPRAWY O ROZWÓD CZY SEPERACJE BO MAZ OPRÓCZ ATAKÓW FURIIJEST DLA MNIE DOBRY, ACZKOLWIEK OBAWIAM SIE DO CZEGO MÓGŁBY BYC ZDOLNY. ICZY JA MOGE GO WYMELDOWAC Z DOMU MOICH RODZICÓW- ZAMELDOWANY JEST PORADZCIE COS. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 4 tygodnie później... Gość gość Zgłoś Udostępnij Moj moż wykańcza mnie psychicznie ,poniza ,wyzywa ,wyprowadza z rownowagimam 29 lat a czuje sie jak stara baba mam przerabane zycie .On mam dwietwarze dla obcych jest dobrym czulym czlowiekiem a dla mnie u niego w domu .Boje sie odejsc bo wydaje mi sie ze bedzie miciezko samej ,mamy coreczke osmiomiesieczna bardzo zalezy mi na tym ze bymiala ojca .Mam dosc ciaglej krytyki wmawiania mi ze jestem zimnapozbawiona uczuc kobieta -bo tak niejest .Po prostu nie mam ochotyprzytulac sie do faceta ktory mnie tak meila do @ musze z kims porozmawiac kto jest w podobnej sytuacjijak Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość DANKA Zgłoś Udostępnij jestem w podobnej sytuacji mieszkam z mężem w mieszkaniu po jegorodzicach i wiecznie słyszę,że to jego i mam się od 19 lat i mam dorosłą córkę,wstydzę się przed nią tegoco dzieje się z nami .Mąż często nadużywa alkoholu i są mogę Ci poradzić co zrobić w takiej sytuacji ale chciałamodpisać ,bo wiem co przechodzisz. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość mimoza Zgłoś Udostępnij Witam. To co tu przeczytałam sprawiło, że poczułam się bardzo osób przeżywa coś podobnego, do tego co codziennie przechodzi mojamama. Mama jest wspaniałą kobietą, ma mnóstwo znajomych i otaczająjążyczliwi ludzie. Niestety w domu przeżywa piekło przez go. Ubliża mamie w sposób karygodny. Czy któraś z Pańskładała doniesienie na policji o znęcanie się psychiczne męża nadżoną? Jeśli tak, to jakie są procedury? Jak to wygląda w praktyce?Pozdrawiam i życzę lepszego jutra i spokojnego życia. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 2 tygodnie później... Gość Monika Zgłoś Udostępnij witam mam26 lat mam dwoje dzieci i ruwniez mam meza ktorego nienawidze jest podly i beszczelny ciogle mnie wyzywa i poniza nieszanuje dzieci ciogle je wyzywa ale mam juz dosc jestem 7lat po slubie i postanowilam sie rozwiesc nie wyobrazam sobie takiego zycia dalej!i drogie panie odwagi niewarto dawac sie ponizac mamy prawo do szczecia i spokoju! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Gość Basieńka Zgłoś Udostępnij Witam!Jestem po ślubie trzy lata, od trzech miesięcy nie mieszkam z mężem(mamy 2 synów).On pije, znęcał się nademną. Najpierw złożyłam pozew o alimenty, poszłam na policje, skierowałam wniosek do komisji leczenia odwykowego aby zmotywować męża do podjęcia leczenia(co nie dało rezultatu).Pomimo załamania do jakiego mąż mnie doprowadził, postanowiłam zawalczyć o rodzinę, niestety nie wyszło ale nie jestem sama moje dzieci już się nie boją pijanego taty, a ja śpie spokojnie czekając na pierwszą sprawę rozwodową. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach 4 tygodnie później... Gość aga Zgłoś Udostępnij Moja mama ma to samo i jeszcze okropna babcia czyli mamy teściowa wszystko robi żeby rozbić naszą rodzinę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach

Grzegorz jednak nadal uważa, że jestem nikim. Jego jedynym autorytetem jest matka, która go opuściła. Szczerze mówiąc, jestem strasznie zmęczona tym dzieciakiem. Zawsze miał problemy w szkole z dyscypliną i ocenami. Obraca się w złym towarzystwie, potrafi być niegrzeczny dla dorosłych.

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Chciałabym podzielić się moim drugim już świadectwem. Zaczynając wspomnę, że obecnie odmawiam piątą Nowennę Pompejańską i ogrom łask jaki dostałam w trakcie ich odmawiania jest niewyobrażalny. Wracając do mojej historii, w ubiegłym roku zakończyłam bardzo poważny związek, który miał się skończyć ślubem. Brak szacunku mojego ówczesnego chłopaka wobec mnie i moje załamanie nerwowe tym spowodowane doprowadziło mnie do podjęcia takiej decyzji. Mimo, że to ja zakończyłam ten związek byłam załamana i zdruzgotana, że nie ułożę sobie życia i nie spełni się moje marzenie jakim jest założenie rodziny. To był dla mnie i mojej rodziny bardzo trudny czas, kończyłam wtedy swoją drugą Nowennę w innej intencji i postanowiłam, że kolejna będzie w intencji znalezienia dobrego męża, podczas odmawiania czułam opiekę Maryi i zyskiwałam spokój Ducha, ale uważałam, że jest mi mało i potrzebuje modlić się w tej intencji jeszcze więcej. Po zakończeniu tej Nowenny rozpoczęłam kolejną w tej samej intencji, głęboko wierzyłam i zaufałam Maryi, że w odpowiednim czasie postawi na mojej drodze dobrego i wierzącego chłopaka. Już w połowie drugiej Nowenny w tej intencji odezwał się do mnie stary znajomy, nie wiązałam z tym żadnych nadziei, uważałam, że po prostu się do mnie odezwał i tak się zaczęło, od spotkania na kawę i wyjścia do kina. Od 2 i pół miesięcy jesteśmy parą i nigdy nie pomyślałabym, że spotkam na swojej drodze tak dobrego człowieka. Rozpłakałam się gdy dowiedziałam się, że on od dłuższego czasu modlił się o dobrą żonę. Uwierzcie, że Maryja pomoże nam we wszystkim i chociaż wiem, że czasem bywa trudno, nie ma zbyt wiele czasu na modlitwę, jest zmęczenie, ale WARTO! Wystarczy zaufać Maryi, to jest Nowenna nie do odparcia. A Tobie Królowo Różańca Świętego dziękuję, za ogrom łask i opiekę. StartŚwiadectwa o nowennie pompejańskiejAnonim: Modlitwa o dobrego męża
Kevin S.: Ale już Ci powiedziałem Numerku 1, że możesz zamawiać co chcesz! ^^ Jestem bogaty, a dla mojego ex-kompaniona w zbrodni wszystko co najlepsze!
60 lat temu Marta Lipińska otrzymała angaż do Teatru Współczesnego w Warszawie, gdzie z sukcesami pracuje do dziś. To tu rolą Iriny debiutowała u Erwina Axera w spektaklu "Trzy siostry" W rozmowie z Onetem aktorka opowiada o łączeniu życia prywatnego z zawodowym, gdzie towarzyszy jej mąż i dyrektor Teatru Współczesnego Maciej Englert — Oczywiście, że przychodziły trudne momenty. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi. Ale nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile — przyznaje Aktorka wspomina ostatnie spotkanie ze swoim wieloletnim, scenicznym, ekranowym i radiowym partnerem Krzysztofem Kowalewskim: — Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć — Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre, i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć — mówi z kolei w kontekście Trójki i zaangażowania społecznego Więcej takich rozmów znajdziesz na stronie głównej Onetu Spotykamy się w Teatrze Współczesnym w Warszawie. To tutaj dokładnie 60 lat temu Marta Lipińska debiutowała w spektaklu "Trzy siostry" w reżyserii Erwina Axera. Dawid Dudko: Nazywa pani to miejsce swoim domem? Marta Lipińska*: Tak, to jest na pewno mój drugi dom. Reżyserów i reżyserek, z którymi się pani tutaj spotkała, było sporo, to Erwin Axer, Jerzy Kreczmar, Maciej Prus, Wojciech Adamczyk, Izabella Cywińska... Ale najczęściej pojawia się jedno nazwisko. Oczywiście Maciej Englert. To dla mnie wielkie szczęście, że jest tak dobrym reżyserem i dlatego tak chętnie biorę udział w jego realizacjach, nawet z niewielkimi zadaniami, jak np. Annuszka w "Mistrzu i Małgorzacie" czy sekretarka w "Księżycu i magnoliach". Ale nigdy nie grałam roli nie dla mnie, zawsze byłam w tzw. optymalnej obsadzie dla dobra sztuki i teatru. Raz jednak przeżyłam małą przygodę, zaproszona do występów gościnnych w jednym z teatrów warszawskich. Kiedy na którejś z prób zobaczyłam wzrok aktorek mówiący "a dlaczego nie gra tego aktorka z naszego zespołu", nie wytrzymałam presji i podziękowałam. A czy dyrektorowi Englertowi kiedyś pani podziękowała? Nie, to byłaby niesubordynacja. Każdy projekt, na który się decyduję, jest w teatrze bardzo przemyślany i konsultowany z wieloma osobami. Adam Ferency (Asasello) i Marta Lipińska (Annuszka) w spektaklu "Mistrz i Małgorzata", reż. Maciej Englert (1987). "Wypatrzył mnie w szkole na jednym z egzaminów..." Oboje z panem Maciejem słyniecie z artystycznej wierności. Pani przez ponad pół wieku jest aktorką Teatru Współczesnego, pan Maciej jako dyrektor Współczesnego ma najdłuższy staż w Polsce. Dokładnie dziś, gdy rozmawiamy, mija 60 lat, odkąd podpisałam tzw. angaż do Teatru Współczesnego z Erwinem Axerem, ówczesnym dyrektorem. Jeszcze nie skończyłam roku akademickiego, a już byłam zaproszona do grania Iriny w "Trzech siostrach" Czechowa. Wielu ludzi marzyło, by się tutaj dostać. To był świetny teatr. I nadal jest. Koledzy i koleżanki mówili "Lipińska-szczęściara"? Chyba nie, bo nikt z mojego roku wtedy w "konkursie" nie startował. Axer podobno wypatrzył mnie w szkole teatralnej na jednym z egzaminów. Wybrał optymalnie, bo do roli Iriny potrzebny był ktoś bardzo, bardzo młodo wyglądający. Poza tym byłam pełna zapału i bardzo pracowita. Jak przyjęto panią w teatrze? Bardzo życzliwie, zresztą to zawsze był zespół z wielką klasą, zawsze miło przyjmujący młodych. W obsadzie "Trzech sióstr" byli Zbigniew Zapasiewicz, Halina Mikołajska, Zofia Mrozowska, Tadeusz Łomnicki… Trudno młodej absolwentce PWST, dziś AT, stawało się na jednej scenie z legendami? Wprost przeciwnie, było cudownie, szybko zaprzyjaźniłam się z panią profesor Haliną Mikołajską. Nie pamiętam, by ktoś sprawił mi przykrość, dlatego że jestem początkującą aktorką, a oni legendami. Hołubili mnie jak własne dziecko. Wszyscy chcieli świetnego przedstawienia i takie było, wyszło genialnie. Foto: Edward Hartwig / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska (Irina) i Józef Konieczny (Tuzenbach) w spektaklu "Trzy siostry", reż. Erwin Axer (1963). Ten zawód bywa niesprawiedliwy, zwłaszcza względem kobiet. Jak udawało się pani łączyć aktorstwo z byciem matką? Miałam szczęście. Gdy urodziłam dzieci, z różnicą trzech lat, a mąż za naszą wspólną zgodą podjął się dyrektorowania w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, miałam wspaniałą gosposię, która przez wiele lat mi pomagała. Poza tym dużo wsparcia dostałam od starszej siostry. Dzięki temu mogłam spokojna chodzić na próby, a jednocześnie do czwartego roku życia dzieci były w domu, a dopiero potem chodziły do przedszkola. Pojawiła się obawa, że praca może nie poczekać? Jak już wydarzył się sukces, to sypały się propozycje. Był niebywały Teatr Telewizji, ile ja tam pięknych rzeczy zagrałam! Oczywiście, że przychodziły trudne momenty w życiu prywatnym. Czasem zostawałam zupełnie sama z dziećmi, tatuś przyjeżdżał ze Szczecina tylko na weekendy. Ale jakoś się udało, nasze małżeństwo przetrwało cięższe chwile. Maciej wrócił do Warszawy, gdy Erwin zaproponował mu tutaj dyrekcję. Foto: Maciej Belina Brzozowski / PAP Od lewej: Paweł Wawrzecki, Kazimierz Brusikiewicz jako Ralf, Marta Lipińska jako Genia w spektaklu Teatru Telewizji "Rezerwat", w reżyserii Krzysztofa Zaleskiego (1981). Małżeństwo narodziło się w tym teatrze? Czasem opowiadamy naszą historię tak, by brzmiała bardziej efektownie, że spotkaliśmy się na scenie w "Dwóch teatrach". Ja grałam Lizelottę, on grał Chłopca z deszczu, spojrzeliśmy na siebie i zaiskrzyło… Niezupełnie tak było. Widywaliśmy się przelotnie już wcześniej, Maciej przyszedł do teatru, gdy byłam już aktorką z pozycją. Kiedyś odbywały się imieniny Basi Wrzesińskiej, to tam zaiskrzyło. Zatańczyliśmy, porozmawialiśmy i zaczęły się te słynne motyle w brzuchu. Czy rola "dyrektorowej" bywa dokuczliwa? Staram się nie zwracać na to uwagi. Choć byłoby łatwiej, gdybym nie słyszała pewnych telefonów. Czasem nawet odium na mnie spada, mimo że w dyrektorskich sprawach absolutnie nie biorę żadnego udziału. Staramy się też nie przynosić pracy do domu, niestety nie zawsze się udaje. Foto: Renata Pajchel / Teatr Współczesny w Warszawie Marta Lipińska jako Maria w spektaklu "Największa świętość", reż. Maciej Englert (1977). "Nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem" Cofnijmy się jeszcze o ponad 60 lat, do pani współpracy ze Stanisławem Różewiczem. Pierwszy był "Głos z tamtego świata", debiut filmowy jeszcze na studiach. Przypadliśmy sobie do gustu, bardzo ceniliśmy siebie nawzajem, potem podobny artystyczny związek miałam z Tadeuszem Konwickim, moja wielka przyjaźń! To, co mi proponowano, to nie były byle jakie role: Helena w "Salcie" Konwickiego, Stawska w perfekcyjnie obsadzonej i sfotografowanej "Lalce" Ryszarda Bera, i Korczyńska w "Nad Niemnem", gdzie wymyśliłam sobie sposób na niedocenioną, rozedrganą kobietę, niezajmującą się życiem, jakby powiedział Witkacy, tylko poezją. Nawet później te komediowe rzeczy zapisały się w pamięci ludzi. Moja stereotypowa teściowa w "Miodowych latach" była u Amerykanów tylko w jednym odcinku. Gdy zobaczyli, co wyczyniam, to postać została rozpisana na wiele lat. Nagrywaliśmy to z publicznością, moje "puk puk" od początku robiło furorę. Tak jak później Michałowa z "Rancza". Oj tak, to jedna z moich ukochanych ról! Nie przypuszczałam, że będzie tak bardzo lubiana i ważna dla ludzi. Pociąga w niej to, że ma odwagę powiedzieć, co myśli i jest do tego jeszcze sprawiedliwa. Troszkę mnie widzowie z nią utożsamiają, a nie jestem taka, nikim tak nie rządzę, nawet moim mężem [śmiech]. Dzięki częstym powtórkom w telewizji i w związku z tym ciągłą obecnością na ekranie widzowie pytają "kiedy następne odcinki?". No właśnie, kiedy? Cały czas słychać plotki o powrocie. Nie ma mowy o powrocie! Nikt nie mógłby napisać tak dobrego scenariusza jak Andrzej Grembowicz, znany pod pseudonimem Robert Brutter. A my nigdy byśmy się nie zgodzili, żeby grać w czymś napisanym przez kogoś innego. Nie mówiąc o tym, że nie żyje serialowy Kusy, czyli Paweł Królikowski. A i mnie już latka lecą… Czy wyglądam na osiemdziesiątkę? Magdalena Waligórska-Lisiecka: wszystko działa, ale nie dzięki rządowi [WYWIAD] Świetnie pani wygląda! [śmiech] A specjalnie o to nie zabiegam. Nigdy moja noga nie postanie u żadnego chirurga, żeby bąblował mi usta i policzki. Ale uważam, że dbaniem o siebie jest już wysypanie się, niezarywanie nocy. Poza tym prowadzę dobrą kuchnię, dbam o zdrowie psychiczne. Co nie znaczy, że człowiek się nie zużywa jak stary sprzęt. Ale to chyba nie jest wstęp do emerytury? Nie chcą mnie puścić na emeryturę. Mam wyznaczone sierpniowe przedstawienia tej mojej Esmeraldy [spektakl "Lepiej już było" w reżyserii Wojciecha Adamczyka – red.], jest wspaniale odbierana. Ten kontakt z widownią daje mi ogromną satysfakcję, chociaż też sporo mnie kosztuje. "Poczułam się strasznie nieszczęśliwa. Pierwszy raz o tym opowiadam" Wspomniała pani o Witkacym, który miał duży wpływ na pani ciotkę, Zofię Wattenową-Mrozowską. To ona przewidziała pani aktorstwo? Tak, moja cioteczka kochana. Wisi u mnie w domu jej autentyczny portret, który namalował Witkacy. Uważała, że to oczywiste, że będę aktorką. To od niej usłyszała pani, że czwarty mąż jest tym właściwym? Pamiętam te słowa, chociaż nie potraktowałam ich serio. Ciotka opowiadała mi na lotnisku w Buenos, że spotkała leśnika z Podola: "Boże, jaka jestem szczęśliwa, Martupelku. A zobacz, te buty to są z krokodyla, płynęliśmy w Salcie łódką i nagle go zobaczyliśmy. Jerzy zrobił »paf« i mam piękne buty…". Rozkoszna osobowość i ta nietuzinkowa uroda! Wspominamy ważne role, które przyszły w trakcie albo tuż po skończeniu szkoły, do której dostała się pani za pierwszym razem. A czy w tym paśmie sukcesów zawiera się też rozczarowanie aktorstwem? Był trudny moment. Zostałam zaangażowana do filmu Pawła Komorowskiego "Ściana czarownic", gdzie grałam zawodniczkę narciarską, to był rok 1966, niedługo po szkole, główna rola damska. Axer dał mi przyzwolenie, ale uprzedzał, że nie wejdę w nową sztukę. Zawsze dobrze jeździłam na nartach, uwielbiałam to, więc spędziłam cudowne trzy miesiące w Zakopanem (wtedy tyle czasu kręciło się filmy). Jednak gdy w końcu wróciłam do teatru, czułam się obca, zawiązało się kółku zaprzyjaźnionych ludzi, do których nie należałam. W dodatku nie trafiłam również do kolejnej obsady. Poczułam się strasznie nieszczęśliwa, nagle niczego nie grałam, w niczym mnie nie było, niczego nie próbowałam. Pierwszy raz o tym opowiadam, tylko mężowi zwierzyłam się z tego nieszczęścia. To był czas kiedy wypadłam z obiegu. Ale nie trwało to długo, bo przyszedł ogromny sukces spektaklu "Godziny miłości" ze Zbyszkiem Zapasiewiczem w Teatrze Telewizji. Jakże zasłużony sukces. Oj tak, wspaniałe przedstawienie. Ale mówię to panu, żeby pokazać, że w moim życiu nie było tylko pięknie. W pewnym momencie myślałam, że wali mi się świat i że to już koniec. Foto: Witold Rozmysłowicz / PAP Janusz Gajos i Marta Lipińska w filmie "Dary magów" (1971). Doświadczyła pani nieprzewidywalności tego zawodu. Tak, a z drugiej strony nigdy nie byłam osobą pazerną na granie. Może dlatego, że ogromną wagę przywiązuję do rodziny, do dzieci, do życia w ogóle. Zawsze uwielbiałam wyjazdy zagraniczne, cieszyłam się, jak dzieci się cieszyły. Wszystko ma dla mnie w życiu intensywny smak. Rzadko żyłam w letnich temperaturach, jest we mnie namiętność. Nawet gotuję namiętnie. "Namiętna kobieta" [tytuł spektaklu z Martą Lipińską w Teatrze Współczesnym – red.]. [śmiech] Wymyślam sobie dania i jestem z nich bardzo dumna. Mąż dopiero po latach się przyznał: "Kotku, ty myślisz, że my tak wszyscy lubimy ten twój barszcz ukraiński?". Odpowiedziałam: "Oczywiście, jak można go nie kochać?". "Nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego" A często słyszy pani: kochamy panią, pani Marto? Bardzo! Ta nasza audycja zrobiła zawrotną karierę. Role w "Kocham pana, panie Sułku", bo do niego nawiązuję, Jacek Janczarski pisał specjalnie dla pani i pana Krzysztofa Kowalewskiego. Ten mój Krzysio, jak mi go strasznie brakuje! W teatrze tyle z nim grałam. Brakuje mi jego uśmiechu, jego wspaniałego stosunku do życia. Bardzo się lubiliśmy, to prawdziwa aktorska przyjaźń. Niebanalna, bo nie musieliśmy się widywać na co dzień, nie musieliśmy do siebie telefonować, a byliśmy tak blisko, że wszystko mogliśmy sobie powiedzieć. Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych, to nieprawda. Foto: Maciej Kłoś / PAP Krzysztof Kowalewski i Marta Lipińska podczas nagrania słuchowiska "Kocham pana, panie Sułku" (1974). Pamięta pani wasze ostatnie spotkanie? Tak, ostatni raz spotkaliśmy się z Krzysiem w teatrze. Graliśmy "Nim odleci" Zellera sztuka trochę o nim, o odchodzeniu, o buntowaniu się przeciwko temu, że człowiek już nie daje rady. Wiedzieliście, że to pożegnalne przedstawienie? Chyba dla wszystkich było oczywiste, że się żegnamy, trudno było tego nie widzieć. Wraca pani do Sułka? Cały czas jest gdzieś powtarzany. Cieszę się bardzo, gdy słyszę "kocham pana, panie Sułku" i to jego "cicho!". Jak ludzie się bawili, gdy jeździliśmy z tymi fragmentami po Polsce, znali to na pamięć. To był surrealistyczny humor, a nie rechot. Sułek był strasznym gburem i chamem, okropnie traktował Elizę, a jednocześnie, dzięki cudownemu Jackowi Janczarskiemu, wszystko to miało poetycki charakter. Przyjęłaby pani zaproszenie na Sułkowy jubileusz w dzisiejszej Trójce, która emitowała słuchowisko? Nie, nie mam z tym radiem dzisiaj nic wspólnego. Cenię sobie pracę w radio, ale byle gdzie nie pójdę. "To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi" Unika pani polityki? Mam swoją filozofię życiową i swoje sposoby, żeby wspierać rzeczy dobre i nie wszyscy muszą o tym wiedzieć. Cieszę się, bo dostałam z okazji mojego 60-lecia pracy artystycznej w Teatrze Współczesnym piękny list z gratulacjami od prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego, przecież jestem warszawianką, kocham to miasto i całe życie tutaj pracuję. Z zaangażowania społecznego słynie przede wszystkim pani synowa, Maja Ostaszewska. Bardzo ją za to szanuję i podziwiam, ale też bardzo się o nią boję. To matka moich wnuków, a czasy, jakie są, każdy widzi. Podkreśla pani: "Nie ma mnie na rozkładówkach kolorowych czasopism, nie sfotografuję się w mediach ze swoją rodziną, nie wpuszczę do domu kamer". Wciąż to proponują? Bóg wie, co by dali za rodzinną sesję. Ale ja postawiłam granice swojej prywatności, dlatego jestem szczęśliwa. Uważnie też dobieram przyjaciół, nie wszystkich dopuszczę do bliskości i zażyłości. Foto: Marcin Bielecki / PAP Marta Lipińska Jaki dom tworzyli Marta Lipińska i Maciej Englert dla swoich dzieci, jakie wartości były w nim najważniejsze? Przy każdej wigilii powtarzałam do znudzenia: "Synku, pamiętaj, żebyś był dobrym człowiekiem". Życzenia się sprawdziły. Królowała u nas miłość. Nie wstydzę się okazywać uczuć, kocham swoje dzieci i swoje wnuki, może trochę za bardzo egoistycznie, bo uważam, że moje są najpiękniejsze i najmądrzejsze na świecie [śmiech]. O swoim dzieciństwie mówi pani: "Nauczyłam się skromności i dystansu". Tak, bo jestem dzieckiem wojny. Nigdy nie prosiłam matki o nowe buty, stroje, musiałyśmy radzić sobie same. Wcześnie straciłam ojca, byłam w siódmej klasie podstawówki, gdy mnie osierocił. Pani korzenie są w dzisiejszej, ogarniętej wojną, Ukrainie. Tylko urodziłam się w Borysławiu, ale nic nie pamiętam z tamtego okresu. Babcia mi wszystko opowiadała. Co mówiła? Dokładnie pamiętała, jak w wieku trzech lat poszłam na sanki w nocnej koszuli, w jej butach i ręczniku na szyi. Dostałam na gwiazdkę sanki, ale nie było śniegu. Jednak któregoś dnia się obudziłam i zobaczyłam śnieg, więc wzięłam, co było pod ręką, biegnąc na górkę zjeżdżać. Babcia, kiedy to zobaczyła, ponoć mało nie zemdlała [śmiech]. Miałam niebywale kolorowe dzieciństwo. Janusz Gajos: nie dałbym rady wytłumaczyć tego, co się dzieje [WYWIAD] Pani Marto, co przed panią? Zdaje się, że premiera nowego filmu, "Uwierz w Mikołaja", w obsadzie z Dorotą Kolak, Teresą Lipowską i Bohdanem Łazuką. Bardzo liczę na ten film, bo mówi nie o pięknych młodych dziewczynach, ale o starszych paniach z domu spokojnej starości. Opowiadają sobie o swoich bliskich, tęsknią za rodzinami, a między nimi jest mała dziewczynka, szukająca babci. Świetna obsada, w tym dawno niewidziane starsze aktorki. Około listopada jest planowana premiera. A poza tym nie narzekam. Jest dobrze? Byleby siły pozwoliły. Może coś się jeszcze wydarzy? Niech tylko w tej Ukrainie się uspokoi. Dzień zaczynam od modlitwy, żeby Putin się poddał i nie mordował niewinnych ludzi. Obejrzałam niedawno "Aidę", wstrząsający film, nie mogłam po nim zasnąć! To mi odbiera radość życia. Nie sposób żyć normalnie, gdy dookoła dzieje się tyle krzywdy. *** *Marta Lipińska — ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie (obecnie Akademię Teatralną). Od 1962 r. związana z warszawskim Teatrem Współczesnym, gdzie grała w spektaklach Erwina Axera ( "Trzy siostry", "Dwa teatry", "Miłość na Krymie"), Jerzego Kreczmara ( "Dożywocie" i "Wielki człowiek do małych interesów"), Wojciecha Adamczyka (z obecnego repertuaru "Lepiej już było") czy Macieja Englerta ( "Największa świętość", "Mistrz i Małgorzata", "Nim odleci"), prywatnie swojego męża, a od ponad 40 lat dyrektora Współczesnego. Szerokiej publiczności znana z emitowanego od 1973 r. słuchowiska radiowego "Kocham pana, panie Sułku", ról filmowych ("Głos z tamtego świata", "Salto", "Nigdy w życiu") czy seriali telewizyjnych ("Lalka", "Nad Niemnem", "Miodowe lata", "Ranczo"). Laureatka wielu wyróżnień, w tym Nagród Publiczności Festiwalu Sztuk Przyjemnych w Łodzi i Wielkiego Splendoru za wybitne role w Teatrze Polskiego Radia.

Potem zaczął jeszcze raz masować uda, a czasami muskał to co jest między nimi. Byłam trochę spięta, czasem przychodziły mi do głowy myśli dotyczące mojego byłego męża, czasem czy dobrze robię, czasem że jestem samotna i nikt mnie nie kocha. Ale po kilku minutach zaczęło mi być po prostu dobrze i przyjemnie.

Witam! Pani problem nie daje nikomu prawa do traktowania Pani w taki sposób. Nie jest Pani "wariatką"! Schizofrenia to poważne zaburzenie psychiczne, które prowadzi do wielu trudności w życiu. Ale nie jest wytłumaczeniem dla Pani byłego męża, że zachowuje się względem Pani w tak nieodpowiedzialny i brutalny sposób. Jest Pani człowiekiem i ma Pani takie same prawa, jak Pani były mąż i reszta rodziny. Jeśli boi się Pani, że w sądzie Pani nikt nie uwierzy, to zachęcam do skorzystania z pomocy organizacji zajmującej się pomaganiem ofiarom przemocy domowej Niebieska Linia (tel. zaufania 801 12 00 02, 18-22) oraz Centrum Praw Kobiet (tel. 22 621 35 37). W takich organizacjach znajdzie Pani zrozumienie i możliwość skorzystania z pomocy zarówno psychologicznej, jak i prawnej. Warto spróbować, ponieważ w ten sposób może Pani wpłynąć na pozytywne zmiany w Pani życiu. Pozdrawiam
Temat: Mam męża - mimo to jestem samotna. jestem od 6 lat mężatką. mamy dwie wspaniałe córki (4 i 6 lat). Mieszkamy z tesciami mimo że mamy osobne mieszkania. Mój mąż nie lubi przebywac w domu,nie lubi rozmawiac ze mną ani z dziecmi. Za to uwielbia przesiadywac na górze u swojej mamy. nawet telewizor chodzi tam ogladac by miec

Chyba przyszedł czas na mnie. Jestem z mężem po ślubie ponad 2 lata. Przed było wszystko dobrze. Zdarzały się kłótnie, ciche dni ale było więcej tych miłych chwil. Mąż zawsze był bardzo skryty i nie okazywał jakiś wielkich uczuć, taki typ samotnika, swoje w życiu przeszedł i był bardzo “chłodno” chowany przez rodziców. Za to ja zawsze miałam dom pełen miłości i zrozumienia przez rodziców. Aktualnie znajdujemy się w takim miejscu gdzie mało rozmawiamy, oddalamy się…a czasami zastanawiam się czy jeszcze coś do siebie czujemy. Mimo, że jestem jego żoną to mam wrażenie jakby nasza znajomość zatrzymała się na etapie chłopak – dziewczyna. Rozpad naszego małżeństwa byłby dla mnie ciosem w serce i życiową porażką. Chciałabym zawalczyć o nas, ale czasami opadam z sił bo on nie widzi problemu i dla niego jest wszystko OK, a jak dla mnie to dzieli nas krok od przepaści. Ja jestem osobą, która potrzebuje kochać, lubi dbać i czasami mam wrażenie, że zbyt bardzo się dla niego poświęciłam. Najdziwniejsze dla mnie jest to, że nawet kiedy znikam na cały dzień to on w ogóle nie zainteresuje się gdzie jestem i co robię. Bardzo mnie to boli. Zawsze mówi poradzisz sobie, musisz dać sobie radę sama.. nie wiem to nie moja sprawa i to mnie nie obchodzi! Zaczynam myśleć o przyszłości, ponieważ nie mam rodzeństwa i boję się, że kiedy zabraknie moich rodziców to już w nikim nie będę miała wsparcia. Gubię się już sama. Bo bardzo go kocham ale czuję, że tracę siebie w tym wszystkim, że nie mogę tak dłużej żyć. Wiem, że w 99 procentach mąż mnie nie zdradza, często mnie zapewnia o swojej miłości, czasami zdarza się, że dostaje od niego czułość ale bywają dni kiedy żyjemy jak dwoje obcych sobie ludzi.

Oddaną, wciąż traktującą męża jak swojego najlepszego przyjaciela i przede wszystkim wierną. „Jednak co innego pracować z Maćkiem nawet biurko w biurko, a co innego spać pod tym samym dachem – myślałam, przygryzając wargi. – A jeśli… stanie się coś więcej? Przecież ja też jestem w jego typie. Widzę, jak na mnie patrzy.
fot. Adobe Stock Aż podskoczyłam, kiedy tuż obok usłyszałam głos prezesa. Nie słyszałam, jak wchodzi do mojego gabinetu. – Pani Joanno, co pani tu jeszcze robi? – zapytał, a widząc moją reakcję, roześmiał się. – Ależ pani jest znerwicowana. To chyba z przepracowania, proszę się już zbierać do domu. Weekend się zaczął, mąż czeka. Mąż czeka… Wzdrygnęłam się ponownie, słysząc te słowa. No tak, niewątpliwie czeka. Z kolejnymi pretensjami i awanturą. Gdybym komukolwiek w firmie powiedziała, jak wygląda moje prawdziwe życie, chyba nikt by nie uwierzył. Tu jestem dyrektorem działu produkcji. Ode mnie zależy, czy dobrze rozdzielę robotę, czy wyrobimy się na czas z zamówieniem, czy w ogóle to zamówienie będzie. Ja decyduję, kto w dziale jest potrzebny, a kto nie, komu należy się premia, czy będziemy zwalniać czy zatrudniać. Dobrze wiem, że ludzie się mnie boją, chociaż staram się być uczciwym szefem. Ale zdaję sobie sprawę, że muszę zachować dystans, bo inaczej ludzie wejdą mi na głowę. A na to sobie nie mogę pozwolić. Słyszałam kiedyś, co mówią o mnie w firmie. To było na imprezie, ludzie wypili nieco wina, rozluźnili się. Poszłam do toalety i trochę mi zeszło, bo okazało się, że mam oczko i musiałam zmienić rajstopy. Miałam już wychodzić z kabiny, gdy usłyszałam, że do łazienki ktoś wszedł. Nie wiem, dlaczego zamarłam, wstrzymując oddech. – Nie jest źle – usłyszałam kobiecy głos, ale nie rozpoznałam, kto to mówi. – Wiesz, nawet nie podejrzewałam, że ta smoczyca może zorganizować taką fajną imprezę. – Smoczyca, to dobre – parsknęła druga kobieta, chyba pani Zosia z reklamy. – Pasuje do niej. – Pewnie, że pasuje. Czasem, jak do nas wpadnie i krzyczy, że robotę spowalniamy, to naprawdę mam wrażenie, że zaraz zacznie zionąć ogniem! – My niewiele mamy z nią do czynienia, ale fakt, że to nie jest ciepła babeczka – przytaknęła ta druga. Byłam niemal pewna, że to Zosia. – Na spotkaniach produkcyjnych aż wieje chłodem. Ciekawe, czy w domu też taka jest. A ona ma w ogóle rodzinę? – Z tego, co wiem, to ma męża, ale dzieci to chyba nie. – Takie jak ona, stawiają na karierę, a nie na rodzinę. Przez chwilę zastanawiałam się, o kim mówią, gdy nagle dotarło do mnie, że o mnie! Jestem jedyną kobietą na dyrektorskim stanowisku i to ja mam do czynienia i z działem produkcji, i z reklamą. Poczekałam, aż pójdą, i dopiero wtedy wyszłam z toalety. Szczerze mówiąc, nie za bardzo się przejęłam ich opinią. Chyba nawet byłam zadowolona, że tak mnie odbierają. Boją się mnie, a jednak trochę szanują, bo w tym, co mówiły, nie było nic upokarzającego. A na szacunku bardzo mi zależy. Chociaż w firmie, skoro nie mam go w domu. Bo w moim domu niepodzielnie rządzi mój mąż. To on dyktuje wszystkie warunki. Tak naprawdę, nie wiem, dlaczego się na to godzę i dlaczego nic z tym nie robię. Dziewczyny dobrze powiedziały – postawiłam na karierę, nie na rodzinę, dlatego nie mieliśmy dzieci. Mogłam więc spokojnie go zostawić, kazać mu się wynosić albo sama się wyprowadzić. Dlaczego tego nie zrobiłam? Chyba bałam się, że zostanę sama. A tego nie chciałam. Adama poznałam kilka lat temu, gdy dopiero zaczynałam karierę w branży. On wtedy był prezesem małej firmy. Dużo pracował, mieliśmy mało czasu dla siebie, więc było logiczne, że każda chwila była podporządkowana jego rozkładowi dnia. On też decydował o tym, na co wydamy pieniądze – ja zarabiałam niewiele, jego stać było na wszystko. Być może, gdybym wtedy się postawiła, tupnęłabym nogą i nie pozwoliłabym sobą rządzić, nasze życie zupełnie inaczej by się potoczyło. Ale ja byłam młoda, głupia, wydawało mi się, że wychodząc za Adama, złapałam pan Boga za nogi. Byłam szczęśliwa, że mam bogatego faceta, że mieszkam w pięknym domku z ogródkiem, że już na początku samodzielnego życia mam wszystko, o czym większość kobiet przez całe życie może tylko pomarzyć. Dzieci? On ich nie chciał, ja też nie. Postawiłam na karierę, zwłaszcza że Adam sobie tego życzył. To on mi tłukł do głowy, że z moim wykształceniem powinnam być co najmniej dyrektorem. No więc go posłuchałam. Czy tego żałuję? Nie wiem. W ogóle do niedawna nie zastanawiałam się, jak wyglądałoby moje życie, gdybym nie wyszła za Adama, czy byłoby inaczej, lepiej? Może miałabym dzieci, bo nigdy nie odrzucałam tej myśli. Teraz jest już za późno. Nie dlatego, że jestem za stara, ale dlatego, że z takim facetem jak Adam nie chcę ich mieć. On zresztą jest przeciwny powiększaniu rodziny, więc nie ma o czym mówić. I co jeszcze byłoby inaczej? Może byłabym szczęśliwa? Bo z nim nie jestem. Tak naprawdę, to odpoczywam i spokojnie oddycham tylko w pracy. W domu jestem nikim. Adam mnie nie bije, ale poniża. Nigdy za nic mnie nie pochwalił, za to ciągle słyszę, że coś robię źle. A to fatalnie przyprawiłam mięso, a to spaliłam ciasto, a to przesłodziłam deser. Nie umiem ładnie podać posiłku, źle parzę kawę. Na kwiatach też się nie znam – to przeze mnie nie przyjęły się nasze różane krzewy. A kiedy najęłam ogrodnika, zaraz mi zarzucił, że wyrzucam pieniądze, zamiast wziąć się do roboty. Gdy zostałam dyrektorem, usłyszałam zamiast gratulacji ostrzeżenie, że teraz poznam prawdziwe życie. On, prezes od lat, to życie przecież już dobrze znał! Pretensje były o wszystko. A to zatrudniłam fatalną sprzątaczkę, która nic nie umie robić, a to źle uprasowałam mu koszulę. Gdy odpierałam zarzuty, mówiąc, żeby w takim razie sam sobie prasował albo sam najął sprzątaczkę, słyszałam, że do niczego się nie nadaję, nawet ludzi nie umiem zatrudniać. A w takim razie, co ze mnie za pani dyrektor?! W pewnym momencie przestałam gotować. Bo miałam dużo pracy i wracałam późnym wieczorem do domu. Najpierw twierdził, że jestem złą żoną, bo o niego nie dbam. A gdy szykowałam posiłek poprzedniego dnia, żeby po powrocie z pracy mógł sobie odgrzać, mówił, że woli jadać na mieście, niż babrać się w tym, co ja zrobiłam. Stanęło więc na tym, że ja jadałam w firmie, on sam sobie radził. W weekendy bywało różnie, ale jeżeli byłam w domu i coś przyrządziłam, musiałam się liczyć z jego krytyką. Nie powstrzymywali go nawet goście! Czasem odwiedzali nas znajomi, a ja szykowałam wówczas przekąski, sałatki, włoskie albo orientalne danie. Nie mógł odmówić sobie satysfakcji, zawsze musiał powiedzieć, że coś przesoliłam, przypaliłam, że jest mdłe… No i nigdy nie wyglądałam tak, jak należy! Jego zdaniem, nie umiałam się umalować ani ubrać, a fryzurę miałam dobrą tylko wówczas, gdy wróciłam prosto od fryzjera. Ale wówczas musiałam się nasłuchać, że niepotrzebnie wydaję pieniądze, bo gdybym umiała się uczesać, to nie musiałabym latać ciągle po salonach. Kiedyś go zapytałam, dlaczego ma taką obsesję na punkcie pieniędzy. Przecież zarabialiśmy dużo więcej, niż mogliśmy wydać, nawet biorąc pod uwagę moje wyprawy do kosmetyczki i coroczne, zagraniczne wycieczki. Usłyszałam wówczas, że tylko dzięki jego oszczędności stać nas na wszystko. Moje zarobki, obecnie niewiele mniejsze od jego, potraktował lekceważąco! Dlatego właśnie wolałam siedzieć w pracy. Tu mnie szanowano, nikt mnie nie poniżał, nikt nie traktował lekceważąco tego, co robię. Więcej – na każdym kroku dostawałam dowody na to, że dobrze pracuję, że znam się na rzeczy, że jestem odpowiedzialna, zaradna, fachowa… Zupełnie inaczej niż w domu. To w firmie miałam bratnie dusze, męża traktowałam raczej jak zło konieczne. Dlaczego więc go znoszę? Przecież nawet gdyby się uparł i zabrał mi dom, to i tak stać by mnie było na nowy. Musiałabym wziąć kredyt, ale mam oszczędności, lokaty, no i wysokie zarobki. Więc dlaczego? Myślę, że chyba naprawdę chodzi o tę samotność. Warczy bo warczy, poniża, awanturuje się, ale jest. Boję się, że jestem za stara na nowe związki, na szukanie nowego partnera. Mam 36 lat, faceci w moim wieku są już zazwyczaj żonaci, mają rodziny. Zresztą, przez swoje życie i pracę nie mam zbyt wielu znajomych. Wracałabym więc do pustego domu. A samotności boję się najbardziej na świecie. Może kiedyś zmienię zdanie, może dojrzeję do tego, żeby naprawdę być samodzielną i – mam nadzieję – szczęśliwą kobietą. Ale na razie wyłączę komputer, wezmę torebkę i pojadę do domu. Tam położę uszy po sobie i z zaradnej pani dyrektor zmienię się w potulną, „beznadziejną” żonę. Jak co dzień, przejdę tę swoją metamorfozę, w którą nikt z moich współpracowników by nie uwierzył. Przeczytaj więcej listów do redakcji:„Jadę na pierwsze wakacje ze swoim facetem i wstydzę się włożyć bikini. Nienawidzę swojego ciała”„Mój syn należy do społeczności LGBT. Przestańcie mówić mi, że nie jest człowiekiem”„Koledzy mojego faceta śmieją się, że jestem gruba i brzydka”
\n \n\n \njestem nikim dla mojego męża
Również ja nie jestem nikim gorszym i nie zgadzam się na traktowanie mnie jak na szmatę do podłóg. Dlatego postanowiłem mu to pokazać. Moje starania nie zostały w ogóle docenione. Pracuję i wydaję pieniądze nie tylko na siebie, ale również na produkty i wszystkie niezbędne rzeczy.
nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:50:51 Witam! Jestem po ślubie prawie 4 lata, jedyne co mnie trzyma przy mężu to dziecko. Dla męża jestem nikim, mieszkam w domu teściów, nie mamy nic swojego ale dla mojego męża męża wszystko wydaje się być w porządku. Usłyszałam od teściów wiele przykrych słów, mąż nigdy nie stanął po mojej stronie, za to na nich nie pozwolił powiedzieć złego słowa. Mąż spełnia wszystkie ich zachcianki jest takim parobkiem od brudnej roboty a mnie ma za nic, zresztą całą moją rodzinę też. Nie wiem co mam dalej w tym temacie robić, jak długo to jeszcze wytrzymam, przez cztery lata małżeństwa więcej się nie odzywamy niż odzywamy. Nie wiem czy kiedykolwiek będzie jeszcze dobrze, chyba czas już skończyć ten związek ale żal mi dziecka, bo bardzo jest za swoim tata. Nie wiem zupełnie co mam robić.... Boję się też co ludzie będą gadać.... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:55 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:53:18 po pierwsze nie myśl, że żal ci dziecka. Dziecku lepiej wychowywać się z 1 rodzicem niż wysłuchiwać kłótni i poniżań. Moim zdaniem powinnaś odejść od męża i w końcu zacząć żyć nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:55:27 jesteś nieszczęsliwa bo ludzie będa gadac? no to ładnie w tym świecie się dzieje... a dziecko? siety przykład rodzinki... Lepiej zebydziecko wychowywało sie w niepełnej rodzinie i widziało mamę szcześliwą. Zreszta życie jest za krótkie... przeciez dziecko może widywac się z ojcm, ale niech patrzy na zdrowe relacje rodziców... Nie rozumiem takich ludzi co na siłe ze sobą są, zaraz zycie Tobie mini i co się na końcu okaże, że było do dup... Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 17:56 przez truskawka_ang. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:56:50 przykra sprawa, a Ty pracujesz? Twój mąż boi się swoich rodziców czy jak... bo z Twojego opisu tak to wygląda, masakra nie macie swojego życia i dlatego się popsuło między wami, takie moje zdanie nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:07 Odejdź od męża i udowodnij, że jesteś coś warta . Sama lepiej wychowasz dziecko, a bynajmniej nie musisz dziecku mocno ograniczać widzeń z ojcem . Sama będziesz dużo szczęśliwsza nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 17:59:50 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-17 18:00 przez izulka2107. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:02:53 . Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-11-19 10:25 przez mrowka5012. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:06:22 dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:07:09 A nie myśleliście o tym aby się wyprowadzić, pójść na swoje? Może wtedy się coś zmieni. Bo takie życie z teściami zwłaszcza jeszcze jak facet jest przesadnie z nimi związany nie prowadzi do niczego dobrego. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:07 ja na twoim miejscu bym nie męczyła się z taką rodziną. A twoje dziecko przecież regularnie by się spotykało z ojcem nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:36 Cytatizulka2107 Przed ślubem wydawał się być inny, był czuły opiekuńczy. Nie myślałam, że okaże się takim mamim synkiem. Nawet już w łóżku się go brzydzę. Ale jednak coś mnie przy nim trzyma, wiem że jestem głupia ale nie mogę się tak po prostu spakować i go zostawić... Najgorsze jest to, że pracujemy w tej samej firmie owszem możesz. tak jakbym słyszała kobiete "on mnie bije, ale przecież nie moge od niego odejśc", owszem może. A jak nie chcesz odejść to po co ten wątkek i żale? Albo działasz albo nie i zyjesz tak jak teraz, nie ma innej opcji. nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:08:50 no t sie nie dziwie ze go nienawidzisz bo widzisz ja moze po slubie nie jestem ale do niego napewno nie dojdzie mieszkam z chlopakiem od lat i teraz dopiero dochodzi do mnie ze to nie jest to za to jak on mnie traktuje jak smieciem czasem nie jest latwo za duzo szans dawaqlam nie mowie ze zawsze bylam swieta ale nie traktowalam tak drugiego czlowieka... Tobie radze odejsc niejedna moja znajoma odeszla od swojego meza i jest teraz szczesliwsza dziecko moze sie widziec z ojcem a ty bedziesz inaczej lepiej zyc ! nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:17:03 wychowałąm sie w niepełnej rodzinie , nigdy z tego powodu nie czułąm sie gorsza wiec kwestia dziecko bez ojca dla mnie oczywista , dziecko z jednym z rodziców m oże być równie szceśliwe jak dzieci z pełnych rodzin a neawet szcześliwsze niż dzieci z "chorych rodzin" wg mnie nie dojdziecie do porozumienia jeali nie bedzeieci sami, w twoim opisie pełno "ich"-teściów podział na twoja i moja rodzina to nie pozwoli nigdy na normalne relacje postaw warunek albo sami próbujemy budowac nas zwiazek bez cienia rodziców teściów -nas was ich itp albo nie ma sensu tego ciągnac życze powodzenia i zdecydowania nienawidzę mojego męża! 17 lis 2013 - 18:19:16 Cytatsoso dziecko na pewno bedzie szczesliwsze jak sie rozwiedziecie niz jak bedzie patrzylo na to że jego rodzice sie kloca, traktuja sie jakby byli dla siebie obcy itd... a z wiekiem coraz bardziej bedzie to widziało. Poza tym dziecko dorośnie, wyprowadzi sie, zacznie prowadzic swoje życie a Ty zostaniesz wtedy sama i bedziesz sobie plula w brode ze nie skonczylas tego malzenstwa gdy bylas jeszcze mloda i moglas zupełnie inaczej ułożyć swoje życie. dokładnie, zadbaj o siebie i o swoje dziecko, a na pewno szczęśliwsze będzie kiedy nie będzie wysłuchiwało całe zycie kłótni rodziców... wiem cos o tym, moi rodzice się rozwiedli jak miałam 13 lat, zanim jednak to się stało, ja bez przerwy słyszalam krzyki, kłotnie . To było straszne, mimo, że kocham i mamę i tatę, cieszę się, że nie są razem. Teraz oboje są szczesliwi w innych związkach a ja utrzymuje z nimi bardzo dobry kontakt. Więc zastanów się co będzie lepsze dla Ciebie i dziecka, bo na pewno nie bedzie to życie z rodzicami którzy się w prost nienawidzą... Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.
tak to można nazwać, krytyczne uwagi, złośliwe komantarze, czepanie się i obrażanie mojej rodziny> mnie doprowadizłą ze trzy razy do łez złośliwościa i krytyką. – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Dlaczego ludzie uzurpują sobie prawo do wtrącania się w moje życie, do tego w tak intymną jego część. Podjęłam już decyzję co do mojego macierzyństwa i nikomu nic do tego! Dzieci nie mam z wyboru Może to dziwne, ale jakoś nigdy nie miałam instynktu macierzyńskiego. Kiedy moje koleżanki z pracy z dumą prezentowały swoje rosnące brzuszki, ja z niepokojem czekałam na wynik testu ciążowego. I oddychałam z ulgą, gdy okazywało się, że jest ujemny. – Zobaczysz, i na ciebie przyjdzie kiedyś czas. Ja też na początku nie chciałam, a teraz zobacz, z niecierpliwością czekam na drugie – tłumaczyła mi moja najlepsza przyjaciółka, Iwona, która podobnie jak ja wyszła za mąż blisko trzydziestki i zarzekała się, że nigdy nie będzie miała dzieci. – Pewnie masz rację – przytakiwałam jej, ale gdzieś tam w głębi duszy czułam, że to „kiedyś” nigdy nie nastąpi. I rzeczywiście, mijały lata, a moja niechęć do macierzyństwa wcale nie słabła. Wręcz przeciwnie – po opowieściach moich koleżanek o nieprzespanych nocach i chronicznym braku wolnego czasu jeszcze wzrastała. Kiedy więc one rodziły kolejne dzieci, ja i mąż przygarnialiśmy… kolejne bezdomne psy. Najpierw Ambrożego, potem Kufla i Alberta. Kochaliśmy je nad życie. Znajomi śmiali się, że to one stały się naszymi dziećmi Jakieś podobieństwo rzeczywiście było – poświęcaliśmy im niemal każdą wolną chwilę, a one robiły z nami, co chciały… Czasem miałam wrażenie, że obowiązującym językiem w naszym domu powinno być szczekanie. Mąż przyjął ze zrozumieniem moją decyzję o tym, że nie zamierzam mieć dzieci. Nie naciskał, nie nalegał. Był starszym ode mnie rozwodnikiem, miał syna i córkę z pierwszego małżeństwa. – Ja tam już o przyrost naturalny zadbałem, statystycznie jestem więc w porządku. Ale gdybyś zmieniła zdanie, jestem gotów – śmiał się. Myślę, że mu się podobało to nasze bezdzietne małżeństwo. Cieszył się, że mam do kochania tylko jego i że nie musi się moją miłością z nikim dzielić. Mieliśmy czas tylko dla siebie i byliśmy szczęśliwi. Gorzej było z naszą rodziną Najbliżsi, zwłaszcza ze strony męża, nie dawali nam spokoju. Jurek wychował się w tradycyjnej, śląskiej rodzinie. Tam posiadanie przynajmniej dwójki dzieci było niemal obowiązkowe. O matko, ile ich było! Ciotki, wujkowie… Rodzeństwo, cioteczni bracia, siostry. Ich dzieci, wnuki… Aby wszyscy mogli zasiąść przy jednym stole, trzeba było wynajmować salę weselną. „No kochani, kiedy wreszcie będzie was troje? Może za mało się staracie?” – dopytywali się w czasie takich spotkań, patrząc na mnie znacząco. Strasznie mnie to denerwowało. – Dlaczego twoje ciotki włażą z butami w nasze życie? Przecież to prywatna sprawa. Nie zamierzam im się z niczego tłumaczyć – denerwowałam się. – Daj spokój, wiesz, jakie one są… Dla nich dzieci to największe szczęście, cel życia każdej kobiety. W głowie im się nie mieści, że można świadomie zrezygnować z macierzyństwa. Dla świętego spokoju musisz lawirować. Kiedyś odpuszczą – tłumaczył. Na początku lawirowałam. Dla męża Nie chciałam, żeby w rodzinie gadali, że wziął sobie za żonę jakieś dziwadło. Udawałam więc, że nie słyszę tych wszystkich pytań albo szybko zmieniałam temat. Kiedy to nie skutkowało, mówiłam, że nie jestem jeszcze gotowa do macierzyństwa, że mam bardzo absorbującą pracę albo że na dziecko nas nie stać, bo musimy spłacać duży kredyt. Te odpowiedzi nikogo jednak nie zadowalały. „Nie gotowa? Co ty opowiadasz, przecież każda kobieta jest na TO gotowa”. „Absorbująca praca? To nie powód, by rezygnować z dziecka. Nasze powołanie to macierzyństwo”. „Kredyt? Wiele małżeństw żyje na kredyt i to im nie przeszkadza w powiększaniu rodziny” – słyszałam. Doszło do tego, że moja ciąża stała się głównym tematem wszystkich rodzinnych spotkań. Kiedy tylko pojawialiśmy się na jakichś imieninach, urodzinach czy chrzcinach, zawsze słyszałam to samo: „Kasiu, czy już jesteś przy nadziei?”. Gdy odpowiadałam, że nie, pytający nie kryli zawodu. Miałam tego serdecznie dosyć Chciałam załatwić tę sprawę raz na zawsze. Okazja nadarzyła się podczas wielkiego przyjęcia z okazji złotych godów teściów. Znowu padło wiadome pytanie, i nie wytrzymałam. Wstałam i powiedziałam, że chcę coś ogłosić. Mąż chyba wyczuł, o co mi chodzi, bo zaczął mnie kopać w kostkę. Ale ja nie zamierzałam wcale przestać. Pamiętam, że wszyscy zwrócili się w moją stronę. Pewnie myśleli, że wreszcie obwieszczę wszem i wobec, że zostaniemy rodzicami. – Nie chcę mieć dzieci. To moja świadoma i ostateczna decyzja. Dlatego proszę mnie więcej nie pytać o to, czy jestem w ciąży. Nie jestem i nie będę – wypaliłam. Na sali zapanowała najpierw kompletna cisza, a potem... rozgorzała gorąca dyskusja. Jedni mówili, że jestem egoistką i myślę tylko o swoich przyjemnościach, jeszcze inni próbowali mnie przekonywać i mówić, co tracę: tupot małych stópek, radosne uśmiechy, no i herbatę na starość. – Zobaczysz, kiedy będzie już za późno, pożałujesz swojej decyzji – powiedziała teściowa, kończąc dyskusję. Do końca wieczoru wszyscy patrzyli na mnie krzywo Czułam, że mam w rodzinie przechlapane. – No i po co się odzywałaś! Zepsułaś całą imprezę, a przy okazji sprawiłaś mamie wielką przykrość! – strofował mnie po powrocie do domu mąż. Strasznie mnie to wkurzyło. – Przykrość? To mnie jest przykro, że wszyscy ciągle zadają mi te głupie pytania. To moje życie i innym nic do tego! – krzyknęłam. Więcej się nie odezwał, ale byłam przekonana, że ma do mnie pretensję. Przez kolejne lata miałam spokój. Nikt w rodzinie nie wracał do tematu. Nawet nie było zbyt wielu okazji, bo nie zapraszano nas już tak często, jak kiedyś. Czułam, że to przeze mnie. Mąż nigdy mi tego nie wypominał, ale widziałam, że mu z tym trudno Kiedy więc dostaliśmy zaproszenie na ślub córki jego kuzynki, aż podskoczył z radości. – No to wreszcie się pobawimy na prawdziwym śląskim weselu! – cieszył się. Zabawa rzeczywiście była przednia. A i rodzina nie patrzyła już na mnie tak krzywo, jak wcześniej. Właśnie mieliśmy po raz kolejny wypić zdrowie młodej pary, gdy do naszego stołu przysiadła się ciotka Eliza. Nie było jej w Polsce od 15 lat i krążyła od stolika do stolika, próbując nadrobić towarzyskie zaległości. Kiedy już wreszcie dowiedziała się, kto jest kim i z kim, zaczęła przyglądać się nam badawczo. – A właściwie dlaczego wy nie macie dzieci? Przecież jesteście z dziesięć lat po ślubie! – wykrzyknęła na całą salę. Zamarłam. „No i znowu to samo” – pomyślałam załamana. Już chciałam wstać i wyjść, gdy usłyszałam głos męża. – Ależ ciociu, my mamy dzieci. Trzech synów – mówił. A potem wyjął z portfela zdjęcia naszych psów. – Proszę, to jest Ambroży, najstarszy. Straszny z niego rozrabiaka. A to bliźniaki Kufel i Albert. Aż trudno uwierzyć, że są braćmi, prawda? Jeden czarny, a drugi biszkoptowy – tłumaczył. Ciocia wyglądała na kompletnie zaskoczoną. – Ale Jerzy, przecież to są psy. Nie powinieneś tak żartować. Ja pytam poważnie – przerwała mu. – Psy? Naprawdę? To dziwne… Próbowaliśmy z Kasią, próbowaliśmy i takie coś wyszło. Więc kochamy nad życie – odparł mój mąż. Spojrzałam na siedzących obok nas teściów. Jeszcze próbowali nad sobą panować, ale po chwili wybuchnęli śmiechem. – Zdrowie wszystkich dzieci świata! Niezależnie od tego, jak wyglądają! – wzniósł toast mój mąż. Wypili wszyscy. Katarzyna, lat 35 Czytaj także: „Córka zapragnęła mieć rodzeństwo, bo wszystkie jej koleżanki miały. To ona nas zmusiła, żebyśmy mieli drugie dziecko” „Nikoś urodził się w 26. tygodniu ciąży. Lekarze zapytali, czy chcemy go ratować. Jak matka może podjąć taką decyzję?” „Mąż co miesiąc pytał ją, czy jest już w ciąży. Traktował jak wybrakowany towar. To było upokarzające i bolesne”

Ale nikt nam o tym nie powiedział! Nie wnikałam w szczegóły. Mój prawnik powiedział, że teraz to nie ma sensu. Tak czy inaczej, teraz cały majątek mojego męża miał przejść na jego syna z pierwszego małżeństwa. Ale Czarek długo nie komunikował się z Michałem.

Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź 1 2011-09-26 07:53:11 Ostatnio edytowany przez Gabrysia89 (2011-09-26 08:03:09) Gabrysia89 Na razie czysta sympatia Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-09-06 Posty: 20 Temat: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:( Wczoraj wszystko się w moim życiu zmieniło:(Jestem z chłopakiem już od 4 lat. Jakoś tak wyszło że zamieszkaliśmy u niego, z tym że nie jesteśmy sami. Mieszka w tym domu jeszcze jego siostra z mężem która dopiero ma się wyprowadzic a na parterze rodzice. Do tej pory było dobrze. Jego rodzice mnie lubili, z chłopaka siostrą też się dobrze dogadywałam, traktowałam ją jak własną siostrę. Od jakiegoś czasu siostra chłopaka toczyła bój ze wszystkimi domownikami o porządek. Że nikt nie potrafi po sobie umyc, że ciągle jest bałagan. Twierdziła też że to ona i ja powinnyśmy w tym domu sprzątac. Ok, więc w każdą sobotę we dwie robimy porządki w całym mieszkaniu. Wczoraj po obiedzie zrobiła wojnę. Że ona ciągle myje te naczynia, że teraz nasza kolej. Poprosiłam chłopaka żeby to zrobił. Umył ale nie wszystko. Zostały chyba 3 szklanki. Później znów krzyczała że nie będzie się prosic. Potem wszyscy zeszli do rodziców na dół. Mój chłopak, siostra i jej mój facet przyszedł to nie odzywał się do mnie. Pytałam o co chodzi! Nic nie powiedział, był opryskliwy i chamski. Nikt się do mnie nie odzywał. Ale najbardziej zabolało mnie że mój facet odwrócił się ode mnie:(Nie wiem o czym rozmawiali na dole, musieli rozmawiac o mnie. Ale myślicie że ktoś z nich powie swoje żale prosto w twarz?Dziś rano ani słowa, nawet się ze mną nie pożegnał kiedy wychodził do pracy. A mi jest tak bardzo ciężko:(Czuję się tutaj jak intruz, jak obca, nikomu niepotrzebna. Myślałam że mój facet traktuje mnie poważnie! Że o wszystkim sobie mówimy! że zawsze mnie wesprze! że stanie w mojej obronie kiedy będzie trzeba! Byliśmy razem jak stare dobre małżeństwo!A on zachował się jak dzieciak. Olał mnie. Olali mnie wszyscy z jego rodziny. Jest przeciwko mnie!Zawiodłam się na nim. Co myslicie o tym??Nie wiem co mam robic, czy sie wyprowadzic stąd?To nie jest tak że ja nic nie robię. Nawet kiedy wrócę ze szkoły, czy jak wracałam z praktyk które miałam teraz cały wrzesień, to zabierałam się za sprzątanie w kuchni, gotowałam jakąś zupę, czy drugie danie...Ale mam wrażenie że ciągle coś robię nie nawet nie mogę liczyc na chłopaka....:( 2 Odpowiedź przez ppp87 2011-09-26 10:46:30 ppp87 O krok od uzależnienia Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-08-24 Posty: 63 Wiek: 25 Odp: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:(Gabrysiu masz bardzo ciężką sytuacje i niestety widzę tylko dwa rozwiązania jeśli nie uda ci się porozmawiać o tym z twoim chłopakiem. Pierwsze to grozba że się wyprowadzisz a drugie to po prostu robienie wszystkiego co bedzie chciała jego rodzinka. Jestes na ich terenie i najlepiej wszystkie winy zwalić na "obcą". Nie koniecznie wina musi byc po twojej stronie, ale zawsze jest tak że wspólny wróg jednoczy nawet najwiekszych rywali. W tym przypadku jestes nim ty. Jesli moge sie zapytac kto zaproponował wspolne mieszkanie i dlaczego u niego? Ciezko sie zyje z drugim człowiekiem a jeszcze trudniej z nim i jego rodziną. 3 Odpowiedź przez lilia80 2011-09-26 11:36:17 lilia80 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-08-20 Posty: 1,476 Odp: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:( warto sie najpierw samemu zastanowić kim ja jestesm w tym zwiazku i co ja robie u boku tego odpowiedzi z wlasnej strony porozmawiaj ze swoją"połowa";wtedy unikniesz emocjonalnej przepychanki a podasz mu na tacy argumenty ,z którymi wczesniej sie przespałaś;wowczas poznasz jego punkt widzenia i zobaczysz czego on od ciebie słowne burze to zagadka dla ciebie , a zjego strony to przejaw męskiej właczyć cie do rozmowy ,uległ rodzinnej presji skazując ciebie za coś czego tak na prawde nie wiesz!absurd rodzi absurd!uniknąć dalszego "cyrku w tym domu"proponuje natychmiast rozprawić sie z partnerem;rozmowa da ci argumenty do działania,bo w jej trakcie wiel sie jeszzce moze zdarzyć!nie stawaj sie narzędziem w reku "tresera"... Szczęście nie jest kolorowym motylem, za którym musisz pobiec, jeśli chcesz go złapać. Szczęście jest jak cień: podąża za tobą nawet wtedy, gdy o nim nie myślisz 4 Odpowiedź przez marena7 2011-09-26 12:56:25 marena7 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zawód: tarepeuta uzależnień Zarejestrowany: 2010-12-20 Posty: 1,447 Wiek: 58 Odp: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:( Jaki jest Twój status w tym domu? Kim jesteś dla rodziny chłopaka i dla niego samego? Żoną nie jesteś, synową nie jesteś. Na dole, u rodziców zebrała się RODZINA, Ty jako obca zostałaś wyłączona. To przykra sytuacja i czujesz sie jak intruz. Nie dziwię chłopak nie grzeszy dojrzałością, ale Ty też postąpiłaś nieroztropnie godząc się zamieszkać w domu jego rodziców jako "dziewczyna" ich syna. Dziwię się też rodzicom, że się na to zgodzili. Niewątpliwie u rodziców była mowa na Twój temat. Myslę, że siostra chłopaka Cię skrytykowała i wszyscy dorzucili swoje trzy grosze pod Twoją nieobecność. Moim zdaniem nie powinnas tam mieszkać. 5 Odpowiedź przez saffari 2011-09-26 13:14:41 Ostatnio edytowany przez saffari (2011-09-26 13:15:20) saffari Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-11-23 Posty: 607 Wiek: 23 Odp: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:( Mieszkanie z współlokatorami nie jest fajne, i często są kłotnie... Skoro jesteście ze sobą od 4 lat i jesteś z nim szczęśliwa, a jedynym problemem który zaistniał są ciągłe kłotnie ze strony jego rodziny, nie widze nic innego jak wyprowadzić się i to jak najszybciej!! Jak widać jego rodzina obgaduje Cię za Twoimi plecami, próbują zwalić winnę na Ciebie, a co najgorsze chcą Twojego chłopaka nastawić przeciwko Ciebie!! Wyprowadzcie się, a problemy znikną. Nikt Wam nie będzie mówił na każdym kroku, że trzeba sprzątać, myć kolejno każdy kubek, robić obiady etc.. Relationships are like addiction. Cut it off clean and fast. If you ever find yourself tempted to go back, run away and don't look back! 6 Odpowiedź przez rozjasniacz 2011-09-26 13:58:57 rozjasniacz Wróżka Bajuszka Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-01-08 Posty: 205 Odp: Dla swojego chłopaka jestem nikim, dla niego ważniejsza jest rodzina:( Tak to jest jak się żyje w stadzie. Ja bym na Twoim miejscu wzięła go za twarz, żeby wszystko wyśpiewał. A gdy usłyszysz coś złego to się wyprowadź. Trzeba zachować resztki godności. " Więc spleć palce z moimi palcami i chodź, prowadź i daj się prowadzić " Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

RGwTzV.
  • fwc5k30m99.pages.dev/5
  • fwc5k30m99.pages.dev/87
  • fwc5k30m99.pages.dev/39
  • fwc5k30m99.pages.dev/53
  • fwc5k30m99.pages.dev/25
  • fwc5k30m99.pages.dev/78
  • fwc5k30m99.pages.dev/1
  • fwc5k30m99.pages.dev/88
  • jestem nikim dla mojego męża